Bartek…

Z pierwszych dni mojej pracy w Bolesławieckim Ośrodku Kultury zapamiętałem właśnie jego – młodzieńczego kinooperatora, który bardziej zainteresowany był otaczającym go światem, na który spoglądał z perspektywy orlego gniazda swojej operatorki, niż tylko technicznym otoczeniem najwyżej położonego w kinie miejsca pracy. Podług tej Bartkowej miary kształtowałem sobie wyobrażenie o pracownikach Ośrodka jako o ludziach młodych, z inicjatywą, trochę szalonych, ale na pewno przejawiających chęć poznania świata. Jak się okazało - te imaginacje potwierdziły się w wielu okolicznościach. Nie wiem, co nim kierowało, gdy przyszedł do mnie, żeby porozmawiać o ...
literaturze, a właściwie o swoich próbach literackich. Potraktowałem to jako dowód zaufania, a że tlił się we mnie ogień polonisty, z przyjemnością przestudiowałem jego opowiadania – mroczne, uderzające wyrazistą symboliką, niejednoznaczne, a przez to pozostawiające pole
do dyskusji. Pamiętam atmosferę tych prac rozpiętych między surrealizmem Allana Poe a mroczną psychologią powieści Fiodora Dostojewskiego. Pomyślałem sobie wtedy: ten chłopak ma ambicję i próbuje znaleźć sposób na wyrażenie siebie - swoich niepokojów, pragnień i oczekiwań wobec świata. Zdobył mój szacunek. Zaufał mi, uchylając rąbka swojej młodzieńczej tożsamości. Strzegł jej jak tajemnicy, ale jednocześnie pragnął ją ujawnić. Myśleliśmy o tym, aby nadać jego tekstom
formę teatralnej ekspresji i włączyć do jch realizacji teatr Anety Ćwieluch. Nie udało się, może kiedyś ...
Wspominam Bartka ze wzruszeniem. Tak naprawdę go nie znałem. Spotkaliśmy się na chwilę i już się nie zobaczymy.
My „bokowcy” pamiętamy o Tobie, Bartku.

Rodzinie i bliskim Bartka składamy szczere wyrazy współczucia.

Kornel Filipowicz i Pracownicy
BOK - MCC